wtorek, 28 maja 2013

Rozdział 4


Pałac Hampton Court. Za dnia mugolska atrakcja turystyczna, a w nocy skupisko czarodziejskich bazarów. Codziennie po zmroku gruby mugolski dozorca, przeszukawszy zawczasu pałac i królewskie ogrody, w razie gdyby zawieruszył się gdzieś jakiś zbłąkany turysta, zamykał główne wrota i odjeżdżał do domu. Zaraz potem przybywali tu liczni czarodziejscy kupcy, którzy rozstawiali swoje stragany na korytarzach i dziedzińcu. W Hampton Court sprzedawano głównie składniki do eliksirów. Klienci mieli do wyboru wiele różnorodności, począwszy od podstawowych czarodziejskich ziół i roślin, takich jak piołun czy bezoar, a skończywszy na suszonych łapkach feniksów i łzach hipogryfów. Jedynym problemem było to, że w Hampton stragan mógł postawić praktycznie każdy, kto miał różdżkę, więc niektóre rzeczy były niewiadomego pochodzenia. Mimo tego, pałac cieszył się w świecie czarodziejskim bardzo dużą popularnością.
     I właśnie tam miała zamiar pójść Ginny. Około północy, upewniwszy się najpierw, że wszyscy w domu śpią, zeszła na dół do salonu. Sięgnęła na dno starego kredensu po mały woreczek proszku Fiuu. Wysypała sobie odrobinę na rękę, po czym weszła do kominka.
     - Hampton Court! – powiedziała, ciskając garść proszku o palenisko.
     Dookoła wystrzeliły zielone iskry. Ginny zaczęła krztusić się dymem. W jednej chwili wszystko się rozmyło. Zakręciło jej się w głowie, straciła równowagę i upadła.
     Sekundę później otworzyła oczy i zobaczyła, że znajduje się już w kominku w Hampton Court.  Zawstydzona pośpiesznie wstała i otrzepała ubranie. Nigdy nie lubiła tych podróży. Na korytarzu, na którym się znalazła, było mnóstwo bazarów i stoisk. Czarodzieje chodzili od straganu do straganu, słychać było odgłosy rozmów, panował gwar. Ginny wyjęła z kieszeni swojego płaszcza kawałek pergaminu od Dakoty.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Eliksir Transmittere Potentia

Składniki:
- śledziona szczura,
- dorodna dżdżownica,
- kruszone kły węża,
- syrop z ciemiernika czarnego,
- suszona pokrzywa,
- mięta.

Przygotowanie:
Do kociołka średniej wielkości nalać wodę i zagotować. Śledzionę zasuszyć lub jeśli już jest zasuszona rozdrobnić na małe kawałki. Dodać do wrzątku. Dżdżownicę pokroić wzdłuż kręgów. Wrzucić do miski i dolać pół fiolki syropu z ciemiernika czarnego. Wymieszać. Poczekać siedem godzin, aż obie te rzeczy stworzą regularną papkę. Dodać papkę do reszty eliksiru. Dodać suszoną pokrzywę. Odstawić na trzynaście godzin (przestać podgrzewać). Na koniec dodać kruszone kły węża i rozdrobnioną miętę. Wymieszać. Eliksir powinien mieć kolor czarny i słodkawą woń. Gdy już będzie gotowy, wyda charakterystyczny trzask. Napełnić eliksirem dwie fiolki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
     Miętę i suszoną pokrzywę prawdopodobnie znajdzie w swojej piwnicy. Co do reszty składników, to nigdy wcześniej ich nie używała. Niemożliwe, żeby miała którykolwiek z nich, tym bardziej że wszystkie przetwory ciemiernika były typowymi składnikami czarnomagicznymi. W takim razie musiała kupić cztery rzeczy. Syrop, kły, śledzionę i dżdżownicę.
     Ginny schowała pergamin do kieszeni. Postanowiła, że po prostu będzie przechadzać się korytarzami i rozglądać po straganach, aż zobaczy to, czego szuka.
     Najpierw minęła stragan z ziołami i ziołowymi naparami. Ginny zastanawiała się przez chwilę, czy nie lepiej byłoby dokupić trochę mięty i pokrzyw, na wypadek, gdyby w domu miała za mało, ale ogromna kolejka klientów skutecznie ją do tego zniechęciła.
     Koło kolejnego straganu – a był to stragan z tkaninami – stała grupka czterech rozgadanych czarownic, mniej więcej w wieku Ginny. Rudowłosa na początku nie zwróciła na nie większej uwagi, jednak gdy podeszła bliżej usłyszała strzępy ich rozmów.
     - Och! Ten Harry Potter... od zawsze za mną szalał... – powiedział wysoki aksamitny głos.    - No, ale wiecie... wielka miłość... Niestety nasze drogi się rozeszły, mimo że bardzo się kochaliśmy.
     Ginny osłupiała. Kto mógł to mówić? Natychmiastowo odwróciła się w stronę czarownic i doszła do wniosku, że zna prawie wszystkie z nich. Chodziła z nimi do szkoły. Były to: Pansy, ta która całe siedem lat w Hogwarcie uganiała się za Malfoyem, tylko po to, by na końcu zostać ze złamanym sercem, ciemnoskóra Parvati oraz właścicielka aksamitnego głosu, japonka Cho Chang. I jedna nieznajoma, z kruczoczarnymi włosami i wrednymi rysami twarzy.
     Ginny nie wierzyła własnym uszom. Nigdy jakoś specjalnie nie lubiła Cho, ale też nie podejrzewałaby ją o coś takiego. Jak mogła tak kłamać!? Przecież tak naprawdę nie kochała Harry’ego. Wszyscy wiedzieli, że nigdy nie zapomniała o Cedriku, a Harry był tylko na pocieszenie. Sama jej to kiedyś powiedziała. Wykorzystała Harry’ego, taka była prawda, a teraz, gdy został sławnym bohaterem, pogromcą Lorda Voldemorta, nagle zaczęła zwracać na niego uwagę!
     Jakiś przechodzień trącił Ginny ramieniem.
     - Przepraszam, ale blokuje pani przejście – burknął nieuprzejmie.
     Ginny oprzytomniała. Zauważyła, że przysłuchując się rozmowie znajomych czarownic, zatrzymała się kilka metrów od nich. W każdej chwili mogły ją zobaczyć i .... no właśnie, co wtedy? Ginny poszła dalej. Naciągnęła sobie na głowę chustę, by ukryć swoje ognistorude włosy – jej znak rozpoznawczy. Gdy już oddalała się od grupy Cho, jeszcze raz usłyszała aksamitny głos:
     - I w końcu musiał zadowolić się tą Weasley...
     W Ginny zagotował się gniew. Instynktownie sięgnęła po różdżkę. Wiedziała, wiedziała, że musi się uspokoić, ale to było silniejsze od niej. Już miała się odwrócić i rzucić jakieś zaklęcie, gdy jej wzrok padł na kolejny stragan. Owady i robaki. Tego właśnie szukała. Poza tym, obok tego straganu stali jej znajomi, Neville Longbottom i Luna Lovegood – kolejny powód, żeby się uspokoić. Ginny wzięła kilka głębokich oddechów i schowała różdżkę z powrotem do rękawa. Powoli, starając się opanować pozostałości niedawnego gniewu, podeszła do pary.
     - Witajcie.
     Przerwali rozmowę i spojrzeli na Ginny. Luna, gdy tylko ją zauważyła, przestała się uśmiechać i rzuciła się rudowłosej na szyję.
     - Tak mi przykro – szepnęła. Ginny na początku nie wiedziała, o co chodzi. – Ale zobaczysz, na pewno jeszcze znajdzie się lekarz, który jej pomoże.
     A no tak, dziecko. Wstyd przyznać, ale Ginny ostatnio zupełnie o nim zapomniała. Była zajęta eliksirem.
     Odwzajemniła uścisk.
     - Tak, na pewno – odpowiedziała Ginny leciutko wyślizgując się z objęć blondynki. – A... Co tam u was?
      Najwyraźniej Luna i Neville pomyśleli, że Ginny jest zbyt zdołowana, by rozmawiać o dziecku, więc ochoczo pochwycili nowy temat.
     - Pobieramy się – oznajmił Neville z dumną miną, obejmując Lunę ramieniem.
     - O! Naprawdę? To wspaniale! – Ginny nawet nie musiała udawać radości, to była naprawdę dobra wiadomość. – A kiedy?
     - W maju – odpowiedziała Luna.
     - Mamy nadzieję, że będziesz mogła przyjść. – dodał Neville.
     - No jasne! Harry na pewno też. Zresztą wszyscy z pewnością przyjdziemy.
     Luna się uśmiechnęła.
     - Tylko na razie nikomu nic nie mów. Zamierzamy niedługo do was wpaść i osobiście wszystkich zaprosić.
     Rozmowa toczyła się tak, jakby dziecka w ogóle nie było. Jakby w domu nie panował wielki harmider, jakby nie zjeżdżali się tam lekarze z całego Londynu. Jakby można było tak po prostu sobie ,,wpaść” i ogłosić zaręczyny.
     Neville spojrzał na zegarek i wybałuszył oczy.
     - Kochanie, już za kwadrans pierwsza. Zaraz się spóźnimy!
     - To będziemy już iść. Trzymaj się, Ginny – Luna jeszcze raz objęła rudowłosą, po czym odeszła z narzeczonym.
     Ginny westchnęła i podeszła do straganu z owadami i robakami. Już na pierwszy rzut oka było widać, że był dobrze zaopatrzony. Stare skrzynie wypełniały muchy siatkoskrzydłe i pająki krzyżaki, z tyłu stały słoje z marynowanymi żukami, a z poziomego drążka zwisały dżdżownice – jedna pulchne, soczyste i ociekające jakimś dziwnym płynem (dodatkowo chyba jeszcze żywe), drugie zasuszone i wyglądające jak długie rodzynki.
     - Poproszę jedną dżdżownicę – Ginny zwróciła się do sprzedawcy.
     - Ususzoną czy zwykłą? – spytał tamten. Miał bardzo dziwny, skrzeczący głos.
     - Zwykłą.
     - Dziewięć sykli.
     Ginny podała mu kilka srebrnych monet i poszła dalej. Śledzionę szczura i kruszone kły węża kupiła tuż za następnym rogiem. Został jej tylko syrop z ciemiernika i już cieszyła się, że szybko skończy zakupy, lecz gdy wreszcie znalazła odpowiednie stoisko, napotkała wyjątkowo wredną przeszkodę.
     - Ale to prawdziwa okazja!
     - Nie, dziękuję.
     - Ale, proszę pani, jeśli weźmie pani ten róg dwurożca, to dostanie pani korzonki czarnulki! I to zupełnie za darmo! – wykrzyknął stary, garbaty sprzedawca z zapałem prezentując swoje towary. Według Ginny był obleśny. Miał siwe włosy pozlepiane w tłuste strąki, okropny grymas na twarzy i brakowało mu zęba z przodu. Ubrany był w jakąś starą szmatę, a na głowie miał wyświechtaną tiarę czarodziejską.
     - Nie, ja chciałam tylko...
     - A wspomniałem już o naszej najnowszej promocji? Żabi skrzek o połowę tańszy! Ale to tylko dzisiaj, więc niech się pani nie waha...
     - Nie chcę żadnego skrzeku! – Ginny podniosła głos. Nie należała do osób przesadnie cierpliwych. – Chcę kupić syrop z ciemiernika czarnego. I tyle.
     - Eee, no dobrze – sprzedawca ze zrezygnowaną miną podał rudowłosej buteleczkę. Lecz gdy ta tylko wyciągnęła po nią rękę, staruch nagle się cofnął i wykrzyknął:
     - Jak mogłem zapomnieć! Jeśli do syropu z ciemierniku dokupi pani ciemiernik w proszku, to wyjdzie siedemdziesiąt procent taniej!
     Ginny gwałtownie wciągnęła powietrze. Czuła, że zaraz wybuchnie. Nagle usłyszała za plecami znajomy męski głos.
     - Nie rozumiesz, że ona nie chce twoich śmieci?!
     Serce Ginny zamarło. Odwróciła się, choć dobrze wiedziała, kogo zobaczy. Stał przed nią jeden z jej największych szkolnych wrogów, Draco Malfoy. Zmienił się od czasu, gdy widziała go po raz ostatni. Stał się bardziej postawny, jego rysy twarzy się wyostrzyły i, choć może trudno w to uwierzyć, był jeszcze bardziej przystojny niż wcześniej.
     - Ciesz się, że w ogóle coś u ciebie kupuje – powiedział rzucając sprzedawcy kilka monet, wyrywając mu z ręki buteleczkę syropu i wręczając ją Ginny.
     Oczywiście ona nadal uważała Malfoya za największego drania, jakiego znała. Aroganckiego, pyszałkowatego, uważającego się za lepszego od innych... mimo że było to całkiem miłe, że pomógł jej z tym sprzedawcą.
     - Witaj, Weasley – powiedział z bezczelnym uśmieszkiem malującym się na twarzy. – Mogę wiedzieć, co cię sprowadza na czarnomagiczne stragany?
     W pierwszej chwili Ginny się przestraszyła, przecież nie chciała, żeby ktokolwiek ją zobaczył, jednak zaraz potem odzyskała rezon.
     - Nie twój interes, Malfoy.
     - Czyżby?  A gdybym tak... – udał, że się zastanawia. - ...powiedział o tym Harry’emu? Szczerozłoty Harry Potter raczej nie będzie zadowolony, że jego narzeczona bawi się w czarną magię.
     - Jakbyś chciał wiedzieć, to nie kupuję tego dla siebie – wysyczała Ginny, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w przeciwną stronę. Na odchodne jeszcze raz usłyszała głos Malfoya:
     - Spokojnie, nic mu nie powiem. Ale pamiętaj, że jesteś mi coś winna.

11 komentarzy:

  1. WOW ŚWIETNE !! Masz talent, nic tylko pisz dalej !

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję :D, natychmiast idę pisać kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś przydzielona do Wolnej kolejki na [cookies-for]. Powodem jest zablokowana kolejka Salwinii. Możesz zgłosić się do innej oceniającej lub poczekać do odblokowania jej kolejki.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny, czekam i czekam c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, ostatnio zupełnie nie mam weny :( Ech... ale się postaram
      :)

      Usuń
  5. Witam! Jestem stażystką bloga Cookies For i dostałam propozycję zajęcia się Twoim blogiem. Czy zgadzasz się na takie rozwiązanie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    z przykrością informuję, że na Oceny Legilimens pojawiła się odmowa oceny Twojego bloga.

    Pozdrawiam,
    Madem.

    OdpowiedzUsuń
  7. "...Dżdżownicę pokroić wzdłuż kręgów..."
    AAA! Moje serce szaleje z bólu - od kiedy, do jasnej ciasnej, dżdżownica ma KRĘGI?! Matko jedna najukochańsza, jak coś się pisze o czym się NIE WIE, to trzeba zrobić research! A Cho Chang pochodziła z CHIŃSKIEJ rodziny, tak BTW.
    Co do innych rzeczy - Dakota nie przypomina osobę która choruje od wielu lat na depresję. Tylko na taką, która jest po prostu znudzona życiem. Pomoc domowa, mimo, że ją tak bardzo lubiła, nie zrobiła nic, ale to NIC, aby pomóc Dakocie? Ejjj, no.
    Czemu ja się w ogóle doszukuję sensu w tym opku?
    Siadaj, pała z biologii i psychologii.

    OdpowiedzUsuń
  8. O mój Boże...
    Po pierwsze, jak wiemy, Harry miał trójkę dzieci: Jamesa Syriusza, Albusa Severusa i Lilly Lunę. W ostatnim rozdziale nie ma żadnej wzmianki o tym cherlawym dziecku które próbujesz nam wcisnąć, no chyba że będzie to Lilly.

    Po drugie, jak wiemy, Longbottom nie ożenił się z Luną, a z Hanną Abbott. I uczył Zielarstwa w Hogwarcie. A Luna wyszła za mąż za Rolfa Skamandera, wnuka autora książki "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" Newta Skamandera.

    Po trzecie, jak sądzę, błyski i światła podczas porodów są co najmniej głupie, groteskowe i jeszcze raz głupie. Poza tym... No bez jaj :D

    Po czwarte, Cho Chang i Parvati Patil plotkujące razem z Pansy Parkinson? Brzmi co najmniej mało prawdopodobnie.

    Po piąte, radzę nie kroić dżdżownicy wzdłuż kręgów, gdyż mogłoby się to okazać mało możliwym, a pokroić w miejscach zetknięcia segmentów.

    Po szóste, pomysł beznadziejny, lepiej by było, gdybyś zajęła się pisaniem własnych opowiadań fantasy. Nie, nie słodzę Ci teraz, nie będę czekał a później czytał tego co wypocisz, a pragnę byś zaprzestała czynności prowadzących do definitywnego bezczeszczenia i profanacji pracy, i pomysłu J.K. Rowling.

    Jeśli już musisz pisać postaraj się grać mocniej opisami miejsc akcji. W książkach Rowling wchodząc do Pokoju Wspólnego Gryfonów czujemy żar bijący z kominka, daje się słyszeć ogólny gwar, krzyki, ewentualnie eksplozje będące sprawką Freda i Georga; widzimy pierwszoroczniaków i to jak zostają oni czasem zbesztani przez starszych uczniów. Gdy trafiamy do Zakazanego Lasu czujemy niepokój i widzimy ciemność potęgujący napięcie. Hałasy na granicy obszaru wzroku. U Ciebie nic nie widać, nic nie czuć.

    Polecam całą serię Wiedźmina, która pomoże Ci wyczuć smak dobrej fabuły, mocnych scen, mocniejszych opisów i najmocniejszych wrażeń w odbiorze. Nauczy Cię gdzie należy zastosować kwiecistość opisów, a gdzie opowiadać treść za pomocą samych dialogów. Seria Zwiadowcy przywróci Cię z Wiedźmina w jaśniejsze klimaty fantasy; pomoże Ci ona wykształcić humor tekstu, takt i wyczucie. Z klasyki oprócz Wiedźmina polecam zapoznać się z Hobbitem i Władcą Pierścieni. To z kolei nauczy Cię pisać teksty w patetycznej formule, której pasuje czasem użyć. Dodatkowo możesz przeczytać Słoneczniki Haliny Snopkiewicz, która pomoże Ci znaleźć sens i wyciągnąć esencję opisów przeżyć wewnętrznych.

    A teraz najważniejsze: przeczytaj Harry'ego Potter'a jeszcze raz. Najlepiej dwa. Całą serię.

    Nie wiem ile masz lat ale polecam poczekać jeszcze trochę z pisaniem :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego nie piszesz dalej? Może zniechęcił cię powyższy komentarz?
    Nie uwzględniłaś tylko kilku elementów, które z pewnością można poprawić.
    Sama chciałabym mieć taki styl pisania i radzę ci w przyszłości pomyśleć o karierze pisarki.
    Po za tym czego wy ludzie od tego opowiadania chcecie?
    Rowling to Rowling, nie każdy musi mieć taki sam styl pisania jak ona.
    Po za tym pomyślcie ile ona pracowała nad Harrym. Wątpię, żeby to opowiadanie poprawiano tyle razy.
    Według mnie jest bardzo dobre. Gdyby Harry Potter nie powstał, mogłabyś spokojnie pomyśleć nad wydaniem tego opowiadania (wtedy już zapewne całej książki).
    Wydanie dalszego ciągi Harrego byłoby dla wielu ludzi, którzy po prostu zazdrościliby ci stylu, kopiowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Uważam, że naprawdę masz talent, który możesz rozwinąć. Podoba mi się najbardziej ten rozdział. Jednak niezbyt podobają mi się te zmiany jakie zaprowadziłaś, ale nadal będę czytała twojego bloga. Powodzenia z dalszym pisaniem :)
    P.S. Mogłabyś wyłączyć weryfikację obrazkową?

    OdpowiedzUsuń